Serce ze Sportowej

Półamatorzy z Irlandii dali popalić Legii…

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Klub z Warszawy przed sezonem był przedstawiany jako gigant polskiej piłki. Mądre transfery, rozsądni właściciele, zagraniczny trener, który był niezłym piłkarzem i największy w kraju budżet. Wszystko wyglądało pięknie, do czasu aż Legioniści nie musieli wychodzić na boisko.

Pierwsze objawy słabości u sobotniego rywala GKS-u zauważyłem już w meczu o Superpuchar Polski, ale wymówki, że Legia skupia się na grze o Ligę Mistrzów, a nie mało znaczącym trofeum były do przełknięcia. W środę, kiedy na boisko naprzeciwko półamatorskiego klubu z Irlandii wybiegli najlepsi z najlepszych w warszawskich szeregach, spodziewałem się srogiego lania. Tymczasem to co widziałem na ekranie monitora zakrawało o kpinę.

Wiecie jak to jest. Najpierw pojawia się wkurzenie, że mistrz Polski nie może ograć jakichś leszczy, później człowiek zaczyna szyderczo śmiać się z poczynań polskiej drużyny, a na koniec pojawia się sympatia do przeciwnika. Nie inaczej było ze mną i tym razem. Legia przed sezonem prężyła muskuły do tego stopnia, że można było wystraszyć się jej cienia. W środą natomiast zobaczyliśmy, że klub ze stolicy to nikt inny jak napakowany sterydami osiłek, który straszy wyglądem, ale nie grzeszy ani siłą, ani rozumem.

Legioniści przez prawie całe spotkanie z St. Patrick’s Athletic FC bili głową w mur. Warszawianie mieli chyba ze sto dośrodkowań i wszystkie kończyły na głowach obrońców przyjezdnych. Kosecki i Żyro – poniżej krytyki… Z resztą nie ma co wymieniać każdego z osobna – cała drużyna zagrała nie tylko poniżej oczekiwań kibiców czy swoich możliwości, ale poziom sportowy podopiecznych Heninga Berga sięgnął w tym spotkaniu dna. Dopiero po wejściu na plac gry Ondreja Dudy gra ofensywna Wojskowych zaczęła wyglądać nieco lepiej, a przed haniebną porażką z gośćmi z Irlandii uratowała ich bramka Miroslava Radovicia strzelona w ostatnich minutach meczu.

Czego możemy się spodziewać w sobotę w meczu GKS-u z Legią? Przede wszystkim innych personaliów po stronie gospodarzy. Będącego w takiej formie Marka Saganowskiego Błażej Telichowski wciąga nosem, a bracia Mak całą defensywę mistrza Polski wrzuciliby na karuzelę. Oczywiście, nikt z nas nie miałby pretensji, gdyby gra Legionistów w sobotę wyglądała podobnie, ale co do tego nie mam złudzeń, trener Wojskowych nie popełni dwa razy tego samego błędu. Natomiast jeżeli podopieczni Kamila Kieresia skupią się na swojej grze to mogą sprawić nie tylko niespodziankę w postaci remisu, ale i zwycięstwa. I za to gorąco trzymam kciuki, bo w ostatnich latach bełchatowianie w Warszawie grają naprawdę nieźle, a jak dzisiaj pokazali półamatorzy pieniądze na boisku nie grają.

PS.: UWAGA! PRÓBA GENERALNA PRZED SOBOTĄ! LEGŁA!!! WARSZAWA!!!