Zielonym piórem pisane

Zacięte armaty, niedobory amunicji

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Przerwa na reprezentację pozwala teraz okiem kibica ponarzekać sobie na to czy na tamto jednocześnie podsumowując dotychczasową grę, a trener Kamil Kiereś ma czas na zdiagnozowanie problemu i wypracowanie formy przed kolejnymi spotkaniami.

Czekając na mecz z Wisłą Kraków, statystycznie rzecz biorąc, można było się spodziewać, że passa meczów bez porażki GKS w Ekstraklasie, zakończy się właśnie przy Rejmonta. Wiadomo jednak nie od dziś, że statystyki nie grają i każdy kibic GKS mógł oczekiwać, że piękny sen będzie trwał dalej, a Brunatni będą jak w sezonie 2006/2007 bić się o mistrza.

No właśnie, niestety mimo apelu trenera Kieresia po pierwszych spotkaniach, o chłodne głowy i nie popadanie w hurraoptymizm, wielu zaczęło myśleć, że w przypadku GKS porażka jest wręcz wykreślona ze słownika i będziemy wygrywać mecz za meczem.Tymczasem notujemy już trzecią serię bez zwycięstwa, no i statystyki niestety znów w tym wypadku się potwierdziły.

Przerwa na mecz reprezentacji jest zatem dobrym momentem, żeby na naszą drużynę spojrzeć subiektywnym okiem i głośno powiedzieć o naszych „niedoborach”.

Słynne powiedzenie mówi, że drużynę buduje się od tyłu. Można zatem rzec, że ten element mamy już za sobą. Defensywa spisuje się wyśmienicie, tracimy mało bramek i za to należą się brawa, natomiast jeśli chodzi o ofensywę, jest niestety tragicznie.

O pozycję bramkarza możemy byś spokojni. Arek Malarz pokazuje klasę w każdym meczu, czasem też pomaga mu szczęście, ale to przecież wyznacznik każdego dobrego golkipera. Na zmianę jest Emiljus Zubas, a jego przedstawiać nie trzeba. Wniosek jest zatem taki, że spokój na bramce jak nigdy.

W linii obrony bywa różnie jeśli weźmiemy pod lupę pojedynczych zawodników, ale najważniejsze, że globalnie obrońcy są chwaleni przez piłkarskich ekspertów, a potwierdzeniem jest mała liczba straconych bramek.

O ile Paweł Baranowski wyrasta na prawdziwego profesora, a jego bezbłędna, bezkompromisowa i skuteczna gra w meczu z Wisłą nie przeszła bez echa, to jednak widać,  gołym okiem, że Błażejowi Telichowskiemu brakuje jeszcze pewności, co objawia się czasami niecelnymi, nerwowymi podaniami i jeszcze to nie jest ten gracz jakiego pamiętamy z ostatnich sezonów w Podbeskidziu Bielsko Biała.

Adam Mójta z meczu na mecz się rozkręca i chociaż wciąż jego dośrodkowania czy rzuty wolne dalekie są od ideału, to jednak można było już w Krakowie zaobserwować kilka ciekawych zagrań i niezłych odbiorów. Zatem dwójka nowych graczy linii obronnej ciągle w fazie „rozwojowej” i wiemy, że może być jeszcze lepiej, zatem należy ten fakt zaliczyć na plus.

Oddzielne słowo należy się Adrianowi Baście. Chłopak gra jak nowoczesny prawy obrońca, podłączając się raz po raz do akcji ofensywnych, nie bojąc się przy okazji dryblingów, co wielokrotnie daje nam przewagę na boisku. Po meczu z Wisłą, zgodnie podkreślano, że był najjaśniejszym punktem brunatnych (dla mnie był nim Baranowski) chociaż na minus trzeba wskazać fakt, że czasem Basta zapomina o obronie, co, szczególnie w pierwszej połowie meczu z Wisłą było widoczne, a spora część akcji krakowian przedzierała się jego stroną. Szkoda, że kilka z jego rajdów i dośrodkowań nie zakończyło się wyrównaniem, bo końcówkę miał naprawdę mocną. Niektórzy eksperci już przebąkują o Reprezentacji Polski czego Adrianowi oczywiście życzymy.

W pomocy widać, że co by nie mówić, już od pierwszej ligi, całym kołem zamachowym byli i są bracia Mak. Zabrakło Mateusza i coś się zacięło. Michał mimo iż trzyma formę, to jednak gołym okiem widać, że podświadomie szuka brata na boisku, co przekłada się na całą ofensywę. Może taka lekcja naszemu skrzydłowemu się przyda, bo zarówno jeden jak i drugi bliźniak muszą zrozumieć, że całe życie grać ze sobą nie będą.

Trener Kiereś zatem wraz ze sztabem musi doszlifować GKS z Makami i GKS bez Maków. Wydaje się to kluczowe.

Łukasz Wroński jeszcze ma sporo gry przed sobą, aby wyeliminować błędy, również te techniczne, jak i ustabilizować formę tak, aby jego występy były powtarzalne. Wielkie brawa za mecz ze Śląskiem, ale w kolejnej odsłonie w Krakowie nie było z Wronki pożytku. Potrzeba zatem rytmu meczowego i cierpliwości, bo potencjał przecież jest.

Brak powtarzalności, a raczej seria przestojów to bolączka Kamila Poźniaka. W tej chwili przy kontuzji Kamila Wacławczyka to nasz główny „wulkan” kreatywności i to on ma być mózgiem gry ofensywnej. Sporo strzela, najwięcej chyba w drużynie do tej pory, ale podobnie oczekujemy prostopadłych podań, które mogły by rozmontowywać defensywę rywali. Kamil czasem w czasie meczu znika na kilka, kilkanaście minut i automatycznie tracimy wiele w ofensywie. Co nie zmienia faktu, że pięknie wraca do wielkiej formy i już kilka razy swój geniusz w czasie tego sezonu nam pokazał, czekam jednak na „stabilizację”.

Podczas nieobecności Mateusza Maka, spróbowałbym chyba dać szansę Andrei Prokiciowi, bo kiedy wchodzi na boisko, zaczyna wiać niezły „wiatr”, który ożywia poczynania drużyny. Wprawdzie wciąż mam do niego pretensje, że często za bardzo chce pokazać swoje umiejętności i w konsekwencji wychodzi z jego gry „jazda bez głowy”, to jednak jestem przekonany, że rytm meczowy i większe zaufanie mogłyby się przekuć na polepszenie gry zarówno Prokicia jak i całej drużyny.

No i słowo klucz w GKS od jakiegoś czasu czyli atak. Mała liczba straconych bramek, ale również mała liczba strzelonych co jest niewątpliwym problemem. Nie zdobywa się punktów jeśli drużyna w całym meczu oddaje jeden celny strzał! Bartek Ślusarski, kiedy po 2 meczach sugerowaliśmy, że takiego napastnika szukał GKS, tonował nastroje. Czerwona kartka wybiła go z „fali uderzeniowej” no i w Krakowie Bartka „nie było”. Danilis Turkovs nie może załapać rytmu, wchodząc w końcówkach i też nie ma się z czego cieszyć, a Bartek Bartosiak podobnie jak Wronka, raz zagra dobrze, a potem znika zarówno na boisku, jak i ostatnio z ławki rezerwowej.

GKS gra momentami bardzo dobrze, długo utrzymuje się przy piłce, i gra jest wtedy płynna i ciekawa dla oka. Niestety znów brak jest stabilizacji, bo już krąży opinia o drużynie, że potrafi zagrać tylko jedną dobrą połowę. Doskonale wiemy, że jest inaczej, co pokazał mecz ze Śląskiem, ale ta powtarzalność jeszcze nie została wypracowana.Przerwa na reprezentację pozwala teraz okiem kibica ponarzekać sobie na to czy na tamto jednocześnie podsumowując dotychczasową grę, a trener Kamil Kiereś ma czas na zdiagnozowanie problemu i wypracowanie formy przed kolejnymi spotkaniami.

Mamy zatem teraz dwa tygodnie na „nudy” i „marudzenie”, a trener Kiereś na odblokowanie armat i znalezienie do nich amunicji.