Zielonym piórem pisane

Rozdziobią nas kruki i wrony?

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Historia lubi zataczać koło, to wiemy wszyscy i chyba właśnie doświadczamy podobnego zjawiska.

Za kadencji trenera Kamila Kieresia, dwa lata temu, po rundzie zimowej, na koncie Brunatnych widniało 6 oczek. Heroiczna walka w rewanżach i punkty zdobywane seriami o mały włos nie pozwoliły się utrzymać. W drugiej „fali” GKS dla odmiany zimą „nałapał” punktów, by wiosną już wszystko roztrwonić i stać się najgorszą drużyną w tej fazie rozgrywek. Czy tym razem utrzymamy się dla odmiany jednym oczkiem.

Trudno powiedzieć, natomiast należy zmienić sposób myślenia. „Lawina” zapoczątkowana przez Kieresia wraca ponownie, ale tym razem jest trudniej. Nie od dziś wiadomo, że lepiej jest gonić niż uciekać. Dlatego też absolutną koniecznością jest zrobić wszystko, aby odbudować mentalność zawodników i ich wiarę we własne umiejętności. Niedobrze jest kiedy sami kibice kompletnie nie widzą już szans, żeby wygrać z kimkolwiek, a już prawdziwym dramatem jest sytuacja, w której sami piłkarze w to nie wierzą.

Proponuję zatem czym prędzej zapomnieć o poprzednich spotkaniach i potraktować mecz z Lechem Poznań jako pierwszą kolejkę obecnego sezonu w którym do rozegrania jest jedenaście spotkań.

Twórzmy zatem nową historię, odcinając się od duchów przeszłości, bo tylko wtedy GKS ma szansę nie spaść z ligi z hukiem w otchłań niebytu. Marek Zub rozpoczął swoją pracę od pechowej porażki, ale dał… nadzieję na przyszłość.

Kiedy po meczu z Podbeskidziem pytałem trenera Kieresia w czym upatruje ten promyczek nadziei, odparł, że Paweł Komołow i jego forma. A tak naprawdę chyba już wtedy czuł, że nic tu nie gra i brak jest obiektywnego świeżego spojrzenia na sprawę.

Marek Zub zapalił światełko w tunelu. Odważnym posunięciem zmienił kapitana na Błażeja Telichowskiego. Wszyscy przecież wiedzieliśmy, włącznie z zainteresowanym, że Paweł Baranowski do tego się nie nadaje. Dał impuls szatni, że krew i pot muszą się lać na boisku inaczej zamiast pokazywać jaja, będziemy pokazywać czerwoną od lania du..ę.

Z Lechem jeszcze się nie udało, ale było widać po raz pierwszy w sezonie, że GKS niezależnie od boiskowych wydarzeń, nie zamierza się cofać i bronić. Jeszcze z lekką niepewnością, ale już bez większego lęku przed grą. No i wreszcie zmieniliśmy ustawienie, które dało odrobinkę świeżości i nadzieję, że już z Zawiszą Bydgoszcz „Zubowska machina” ruszy ku spokojnemu utrzymaniu. Po „pierwszej kolejce” wciąż jeszcze indywidualne oceny nie mogą być dobre, ale ja wierzę, że w tym „nowym sezonie” są to ostatnie, które nie najlepiej świadczą o ludziach noszących barwy Dumy Brunatnej Stolicy. W następnej kolejce zamierzam pisać już o piłkarzach… z jajami. Kapitan w końcu obiecał!