Zielonym piórem pisane

Kac Vegas po bełchatowsku

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Teoretycznie zaczęliśmy tak samo jak pierwszą rundę i mamy dokładnie tyle samo punktów więc nie ma co bić na alarm, ale runda rewanżowa jest zawsze trudniejsza, a ci skazani na pożarcie walczą już o przetrwanie i mimo lokaty w tabeli, tanio skóry nie oddadzą.

Piłkarze GKS Bełchatów wreszcie pojawili się przy Sportowej 3. Niewiarygodnie długa przerwa między rundami, u każdego prawdziwego kibica Torfiorzy musiała wywołać nieprawdopodobny głód piłki, emocji i kibicowskich wrażeń.

Niestety Ci, co oczekiwali, że na dzień dobry ekipa Brunatnych oczaruje i nie tylko wygra łatwo i przyjemnie, ale też zrobi to w dobrym stylu, srodze się rozczarowali. Mecz z Chojniczanką, spokojnie można przypisać do tych z serii: Pierwsze śliwki robaczywki.

Po ostatnim spotkaniu, można też dorzucić takie typowe określenie po bełchatowsku, mianowicie: „Panie i Panowie w meczu siatkówki…”. W taki oto sposób, spiker sobotnich zawodów próbował odwracać uwagę od tego co działo się na boisku i informował regularnie jak radzi sobie Skra w meczu Pucharu Polski.

Rzeczywiście, oprócz ostatnich może 15 minut, poziom zaprezentowany przez naszą drużynę był delikatnie mówiąc marny, a pojawiające się co jakiś czas gwizdy były chyba najlepszym komentarzem do stylu i postawy drużyny.

Od razu żeby była jasność. Nie piszę tego, żeby się pastwić nad Brunatnymi, bo to nasze wspólne dobro i nie zamierzam być dyżurnym krytykiem. Piszę to, bo cel jest jasny dla wszystkich. Powrót do Ekstraklasy za wszelką cenę, bo to nie tylko awans sportowy, ale i dalsze losy klubu.

Dlatego też w rundzie rewanżowej nie można pozwolić sobie na długi start i wpadki jak ta w sobotę. Chyba wszyscy już zauważyli, że 1 liga jest jak Bangkok z filmu „Kac Vegas” i potrafi pochłonąć bez reszty.

Jak już tak zacząłem z tymi przysłowiami, to ciśnie się kolejne: Z kim się zadajesz, takim się stajesz… GKS nie może grać na zasadach pierwszoligowych, ale musi mieć swój styl, który narzuci rywalom. Wiadomo nie od dziś, że awansu nie robi się z takim drużynami jak Górnik, Arka czy Katowice, a właśnie z tymi ekipami, które okupują dolne rejony. Jeśli wykorzysta się do maksimum swój potencjał z teoretycznie słabszymi, to późniejsze ewentualne wpadki z „mocarzami” nie będą miały większego znaczenia. Dlatego też GKS nie może pozwolić sobie na takie słabości, bo może się okazać, że nie zauważymy kiedy przekroczymy próg „opłacalności”, a na koniec wszyscy będą zachodzić w głowę dlaczego znów zabrakło punktu i gdzie go zgubiliśmy?

Teoretycznie zaczęliśmy tak samo jak pierwszą rundę i mamy dokładnie tyle samo punktów więc nie ma co bić na alarm, ale runda rewanżowa jest zawsze trudniejsza, a ci skazani na pożarcie walczą już o przetrwanie i mimo lokaty w tabeli, tanio skóry nie oddadzą.

Potwierdzeniem tej tezy mogą stanowić wyniki z ostatniej kolejki, gdzie niespodzianka, goniła niespodziankę! Ale czy rzeczywiście? Bangkok to Bangkok…