Serce ze Sportowej

Mamy powód do radości!

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Europejskie puchary. Mówią, że to wykładania poziomu polskiej ligi. I jeżeli tak jest to należy złapać się za głowę, zacząć płakać albo co w naszym przypadku jest nawet wskazane – ryczeć, ale ze szczęścia.

Na początek srogi wpierdol dostał Śląsk Wrocław. Niby nic w tym dziwnego, bo jeżeli ktoś przegrywa u siebie z pastuchami z Czarnogóry, to czego mamy spodziewać się w potyczce z mistrzem Szwecji? Nie chcę być złym prorokiem, ale taki właśnie wynik – 3:0, przewidziałem zaraz po losowaniu. Najgorszy jest natomiast nie wynik, nie styl gry (kompromitujący!), ale słowa przeciwnika po meczu. Jeżeli jakiś trzydziestoparoletni szwedzki ligowy, szary piłkarz mówi, że chcieli grać na remis, ale jak zobaczyli te polskie niedojdy na boisku to sami zachęcili ich do spuszczenia im wpierdolu! Słyszeliście kiedyś tak bezczelną, ale jakże szczerą wypowiedź jakiegoś europejskiego leszcza? Jakim trzeba być piłkarskim kmiotem, żeby przeciwnik wypowiadał się o nas w taki sposób? I niestety w tych słowach nie ma ani krzty przesady…

Kolej na wicemajstra – Ruch Chorzów. Drużyna Fornalika Fornalika po niezłym graniu we wcześniejszej rundzie teraz pokazała jak fantastyczną obroną dysponuje. Popis dał oczy wiście golkiper Niebieskich. Kto nie widział, może zobaczyć. Dalszy komentarz zbędny…

Dalej mamy Legię Warszawa. Pierwszą połowę przesłuchałem w austriackiej telewizji… Tak, telewizji można tylko słuchać. Niech o poziomie tego spotkania świadczy, że przez pierwsze 45 minut nie zaciekawił mnie żaden wybuch radości, albo zasmucenie komentatora. Po prostu nie działo się nic, co skłoniłoby mnie do przełączenia na zakładkę z meczem. Drugiej połowy szkoda w ogóle opisywać. W piłkę grał tylko SV Ried, na szczęście legionistów honor uratował Serb. Ten Serb, którego ja sam uważam za piłkarskiego emeryta, egoistę i człowieka kompletnie na boisku zbędnego. Cóż, okazał się jedynym potrafiącym grać w piłkę w polskim zespole.

No i nasza wisienka na trocie – Lech Poznań. Oglądaliście mecz? Nie? I bardzo dobrze. Poznaniacy reprezentowali klasę mistrza Polski, albo i gorzej. Jak to nazwać? Dnem? Chyba za słabo. Na określenie gry poznaniaków lepiej pasuje słowo – gówniana. I jest to typowo końskie łajno…

Na słowo komentarza zasługują za to kibice Śląska i Legii. Jedni i drudzy oglądali swoje pierdoły na żywo i tutaj większe brawa dla fanów Legii, którzy za tymi patałachami podróżowali, ale za oprawę na meczu należy bić owacje na stojąco kibolom z Wrocławia!

Na zakończenie wrócę do wstępu. Dlaczego to my powinniśmy się cieszyć druzgocących porażek naszych ligowych zespołów? Ano dlatego, że za chwile zostaniemy skazani na porażkę, sportową degradację. Bo nie mamy pieniędzy, kibiców i co tam jeszcze media sobie dopiszą. Zaraz zaczną spisywać nas na straty w meczach ze Śląskiem, Wisłą, Lechem czy Legią. Napiszą: GKS jedzie do jaskini lwa. Szkoda tylko, że ten lew już stary, łysiejący i nie bardzo chce mu się podnosić dupę. Ponadto, uczulony na kieresiowskie Maki! A to znaczy, że GKS pokaże wszystkim piękny gest Kozakiewicza!