WYWIAD GKS.NET.PL

Lenartowski: Z tym klubem jest szansa zrobić awans do I ligi

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Zachęcamy wszystkich do przeczytania obszernej rozmowy z Arturem Lenartowskim, którą przeprowadziliśmy przed sobotnim meczem ze Stalą Stalowa Wola. W rozmowie nieco o przeszłości Artura, a także o kulisach transferu do Bełchatowa.

– Damian Agatowski (GKS.net.pl): Raków Częstochowa, Piast Gliwice, Korona Kielce, Podbeskidzie, Ruch Chorzów – czas spędzony w którym z tych klubów wspominasz najlepiej.

– Artur Lenartowski (pomocnik GKS-u Bełchatów): Tutaj muszę wymienić dwa kluby. Pierwszy to Raków Częstochowa ze względów raczej oczywistych. Jestem wychowankiem tego klubu, stawiałem tam swoje pierwsze kroki, potem w piłce juniorskiej, seniorskiej tych występów troszkę było, więc tutaj to jest sprawa dość oczywista. Jeżeli chodzi o drugi klub to śmiało mogę powiedzieć, że Korona Kielce. 3 lata spędzone na poziomie Ekstraklasy na prawdę super przygoda, która na pewno utkwi mi długo w pamięci, więc stricte Raków i Korona.

– Adam Kieruzel (GKS.net.pl): Moment w którym na dobre zacząłeś przygodę z większą piłką to lipiec 2011 roku, bo właśnie wtedy podpisałeś kontrakt ze „Scyzorami”. Czy to był kluczowy moment twojej piłkarskiej kariery?

– Myślę, że tak. Przechodząc do Korony tam jakieś propozycje były, ale tutaj śmiało mogę powiedzieć, że to zawdzięczam trenerowi Ojrzyńskiemu, który dał mi wtedy możliwość pokazania się w Ekstraklasie. Początek nie był taki jaki bym sobie wymarzył, ale z czasem odwdzięczyłem się trenerowi, tych występów kilka fajnych było, parę bramek, także największy sukces w historii Korony, bo 5. miejsce, także jest co wspominać jeżeli chodzi o Koronę.

– D.A.: A czy jakiś kontakt z trenerem Ojrzyńskim utrzymujesz?

– Rozmawialiśmy przed sezonem o transferach, także jakiś kontakt zachowany jest.

– D.A.: Odszedłeś z Kielc nie przedłużając umowy. Chciałeś spróbować innego wyzwania? Czym ta decyzja była spowodowana?

– To było troszkę skomplikowane. Na początku miałem przedłużyć kontrakt z Koroną, później troszkę się w klubie pozmieniało i umowa nie została ze mną przedłużona, więc raczej już w ostateczności musiałem odejść i szukałem innych wyzwań. Wybrałem Podbeskidzie Bielsko-Biała i nie żałuję tej decyzji, bo różnie mogło być, ale może gdybym cofnął czas, inne kroki bym podjął, ale tak jak mówię. W ostateczności musiałem odejść z Korony i wybrałem Podbeskidzie.

– A.K.: Czy żałujesz jakichkolwiek decyzji w swojej karierze? Jedni piłkarze nie lubią o tym mówić, a drudzy mają w niektórych momentach do siebie pretensje o wydarzenia z przeszłości.

– Jedno i drugie. Nie lubię o tym rozmawiać. Nie jest to zbyt przyjemne, ale rzeczywiście kilka rzeczy bym zmienił. Nie chce mówić o szczegółach, ale tak jak wcześniej w poprzednim pytaniu mówiłem może zdecydował bym się na inny klub, ale nie wiem czy teraz bym z wami rozmawiał, czy zakończył bym grę w piłkę, a może grałbym dalej w Ekstraklasie. Tego nie wiem, ale na pewno jeżeli chodzi o wcześniejsze sytuacje czy wątpliwości czy dobrze zrobiłem… Nie chcę do tego wracać, bo różnie mogło się potoczyć. Dlatego cieszę się, że jestem zdrowy, że jeszcze moja przygoda z piłką trwa i jeszcze chciałbym coś udowodnić i pokazać.

– D.A.: Myślisz, że kontuzja, którą doznałeś w 2010 roku nieco zwolniła twój rozwój piłkarski? Przecież podczas transferu do Gliwic byłeś uznawany za duży talent.

– Właśnie tego nie chciałem wspominać, ale tak. Myślę, że ta kontuzja wiele zmieniła. Najpierw przechodząc zastanawiałem się czy dobrze wybrałem, bo tutaj muszę się troszkę pochwalić, że tych ofert było sporo. Wybrałem Piasta i po pół roku wróciłem do Częstochowy, jednak znów pojawiały się jakieś zapytania i szanse szybkiego powrotu do Ekstraklasy, ale przytrafiła się kontuzja chyba jedna z najgorszych dla zawodnika czyli zerwane więzadła krzyżowe przednie. Jest to dosyć przykra sprawa, ale na szczęście dzięki dobrej rehabilitacji wróciłem dosyć szybko i ta szansa pojawienia się w Ekstraklasie znowu nastąpiła, a więc nie ma co żałować, ale myślę, że troszkę inaczej by się to potoczyło gdyby nie kontuzja.

– A.K.: Mało kto wie również, że masz młodszego brata Piotra, który gra w Victorii Częstochowa. Znasz go chyba najlepiej. Uważasz, że może on jeszcze dogonić ciebie poziomem?

– No rzeczywiście znam go chyba jak mało kto. Myślę, że tutaj się brat nie obrazi, bo dla niego jest trochę za późno jeśli chodzi o wypłynięcie na jakieś szerokie wody. Zajął się też trenerką i myślę, że w tym kierunku idzie mu bardzo dobrze i wróżę mu tu przyszłość i to naprawdę sporą. Cieszę się, że poszedł w tym kierunku. Wiele osób mówiło mi, że zdecydowanie miał większy talent ode mnie. Dwukrotnie zerwanie więzadeł krzyżowych zahamowało też jego karierę, przygodę więc poszedł w trenerkę i myślę, że tutaj upatruje swoją przyszłość.

– A.K.: Czyli te więzadła chciał nie chciał rodzinne?

– No rzeczywiście niestety tak, ale każdy teraz obrał jakiś kierunek więc jest dobrze.

– D.A.: Przez ostatnie cztery sezony występowałeś na boiskach Ekstraklasy. Czy przeskok, a właściwie spadek o dwie klasy rozgrywkowe nie był dla Ciebie pewnego rodzaju szokiem?

– Muszę się przyznać, że był. Był i to spory. Może to nie zabrzmi dobrze, ale po tych kilku sezonach w Ekstraklasie, gdzie wiadomo grało się częściej, ostatnimi czasy mniej schodząc do 2. Ligi myślałem, że wszystko będzie łatwo, miło i przyjemnie no, ale niestety rzeczywistość okazała się brutalna. Nie jest tak łatwo, nikt tanio skóry nie sprzeda i nikt nie patrzy na przeszłość danego zawodnika. Troszeczkę był to szok, ale jak najszybciej starałem się o tym zapomnieć, skupić się na tej 2. Lidze żeby jak najszybciej wrócić przynajmniej na zaplecze Ekstraklasy

– A.K.: W 2. Lidze nie ma ani telewizyjnej otoczki, pięknych stadionów, wielu kibiców na trybunach – nie brakuje Ci tego. Jak się w tym odnajdujesz?

– Na pewno tego troszkę brakuje, bo jednak te mecze, gdzie się jeździło, na Legię, Lechię Gdańsk, czy Lecha Poznań no to wiadomo jest to całkowicie inna otoczka. Wiadomo, że przestawić się nie jest łatwo. Człowiek z gorszego na lepsze od razu się przyzwyczaja, ale w drugą stronę bywa troszkę trudniej. To już było, to jest za mną tak jak wcześniej mówiłem chce się skupić żeby się przestawić i grać jak najlepiej dla GKS-u, a daj Boże w przyszłości powrócić jeszcze na te stadiony.

– D.A.: A wracając do Legii. Oglądałeś wczorajsze upokorzenie w Lidze Mistrzów?

– Oglądałem. Rzeczywiście różnica klas była widoczna i tutaj nie ma się co oszukiwać, ale myślę, że jedyny pierwszy mecz by był taki, a następne może będą wyglądały lepiej (uśmiech).

– D.A.: Czym przekonał cię GKS, że zdecydowałeś się tutaj przyjść?

– To jest na pewno długa historia. Wszystko zaczęło się w maju. Zostałem poinformowany, że Ruch Chorzów przedłuży ze mną kontrakt o kolejny rok więc wszystko na to wskazywało, że zostanę w Chorzowie więc zacząłem przygotowania z Ruchem, pojechałem na obóz więc tylko czekałem tak naprawdę kiedy dostanę papiery do podpisu i rozpocznę walkę o grę w Ekstraklasie. Byłem nastawiony na to, że zostanę w Chorzowie, jednak ostatniego dnia czerwca kontrakt się kończył i zostałem poinformowany jednak, że po długim namyśle Ruch nie przedłuży kontraktu. Musiałem się spakować i tutaj był właśnie taki lekki szok co robić, bo byłem przygotowany, że zostanę, a tu nagle trzeba zmienić otoczenie. Jakieś zapytania były, telefony z menedżerami i innymi klubami się pojawiły i od razu był temat GKS-u Tychy, gdzie pojechałem na obóz i także na początku byłem poinformowany, że w Tychach zostanę więc drugi okres przygotowawczy, tym razem w 1. Lidze z klubem GKS-u Tychy i byłem myślami z tym, że zostanę na zapleczu Ekstraklasy. W ostatnim dniu obozu wszystko dalej się przedłużało i dowiedziałem się, że jednak w Tychach nie zostanę, że jest potrzebna inna pozycja, inny zawodnik i najprawdopodobniej dalej będę musiał szukać klubu, więc dalej były telefony rozmowy, gdzie co i jak. A dlaczego Bełchatów? Jeszcze będąc na początku przygotowań z GKS-em Tychy byłem w kontakcie z tym klubem więc było zainteresowanie dużo wcześniej niż inne kluby, bo po obozie miałem parę ofert z 1. i 2. Ligi, ale jak wspomniałem to GKS był ze mną wcześniej w kontakcie i widać, że był zdecydowany żeby mnie pozyskać i to mi się podobało dlatego zdecydowałem się tutaj przyjść ze względu na aspekty taki jak: historia klubu z Ekstraklasy, boiska treningowe czy całe zaplecze, a także fakt, że z tym klubem jest szansa zrobić awans do 1. Ligi więc myślę, że wszystkie te rzeczy zadecydowały, że GKS Bełchatów.

– D.A.: Jeszcze wychodząc poza sprawy sportowe to z Bełchatowa ci jednak bliżej do domu niż z Tychów.

– No nie ukrywam, że też mogłem się przeprowadzić na drugi koniec Polski, ale też chciałem być blisko żony, nie chciałem by pakować się na wariata, brać walizki i jechać gdzieś tam całkowicie daleko, też do 2. Ligi. Cała historia i myśl, że GKS chce powrócić na najwyższy szczebel także mnie przekonało.

– A.K.: Warte uwagi jest to, że większość swojej kariery spędziłeś w śląskich klubach za wyjątkiem Korony i Podbeskidzia. Nawet były i te testy w GKS-ie Tychy. Czy to jest zupełny przypadek, czy jednak te śląskie kluby mają coś takiego w sobie?

– Coś w tym jest. To akurat przypadek. Nigdy się szczerze nad tym nie zastanawiałem, ale mówię, że to raczej sytuacja losowa.

– D.A.: Ostatnio występowałeś w klubach, które niemalże co sezon mają problem z uzyskaniem licencji. Jak porównasz sytuację organizacyjno-sportową Chorzowa i Kielc do tej, jaka jest w Bełchatowie?

– Troszkę różnicy jest. Co do Korony to się akurat nie zgodzę, bo ten okres w którym byłem to tam żadnych problemów nie było więc jeżeli chodzi o Kielce to było… Fakt, że otoczka jeśli chodzi o media była taka wokół klubu nieciekawa, ale my wewnątrz wiedzieliśmy, że wszystko było okej i rzeczywiście tak było. Z Ruchem sprawy licencyjne to typowo sprawy finansowe pomiędzy klubem, miastem, a zaległościami. Jakieś tam problemy były jednak jeżeli chodzi o Bełchatów, to szkoda, że przed sezonem drużyna była szybko konstruowana. Trener nie miał za wiele czasu na podejmowanie jakiś ruchów transferowych, nie było też typowego okresu przygotowawczego, co też miało wpływ troszeczkę na naszą grę, a także nadal nie mamy jakoś czysto postawionego celu na sezon, ale już rozmowy trwają i wszystko jest na dobrej drodze.

– A.K.: W którym klubie organizacja była najlepsza?

– Nie wiem czy tu zaskoczę czy nie, bo to też trzeba rozróżnić, ale tutaj wymieniłbym Podbeskidzie i Korona Kielce. Myślę, że jednak klub z Bielska-Białej był fajnie poukładany. Stadion też, który teraz niedawno otworzono i całe zaplecze, więc wydaje mi się, że to jest ten klub.

– D.A.: Z którym piłkarzem GKS-u masz najlepszy kontakt? Czy przed przejściem do Bełchatowa miałeś okazję współpracować z którymś z obecnych zawodników „Brunatnych”?

– Oczywiście Adrian Klepczyński z którym znam się od wielu lat. Jeśli chodzi o sprawy boiskowe to kojarzyliśmy się i zawsze na „cześć” byliśmy z Patrykiem Rachwałem. Występowaliśmy naprzeciwko siebie w Ekstraklasie i w sparingach, bo często czy to z drużyną Korony czy Podbeskidzia graliśmy te sparingi z GKS-em, więc z Patrykiem się kojarzyliśmy. Znałem Marcina Grolika, którego poznałem grając w Bielsku. Są to głównie te osoby.

– A.K.: Można powiedzieć, że znasz cały trzon jeśli chodzi o doświadczenie w GKS? Czy ty jesteś w takim układzie do nich zaliczany skoro macie dobre kontakty między sobą? Nawet  po meczu z Odrą Opole na boisku wraz z trenerem stali Patryk Rachwał, Marcin Grolik i Adrian Klepczyński i po zakończonym meczu była dyskusja. Marcin nie chciał nam powiedzieć o czym była ta rozmowa i niech to pozostanie tajemnicą szatni, ale widać, że to taka rada drużyny.

– Znaczy rada jest troszkę inna. Jeśli chodzi o tą trójkę to mogę zdradzić, że nie jest żadną tajemnicą, że chodzi o formację, więc dwóch stoperów i defensywny pomocnik czyli „Rambo”. Myślę, że chodziło o różne aspekty piłkarskie, bo ta trójka była powiązana na boisku. Jeżeli chodzi to tylko o sprawy boiskowe.

– A.K.: Grając w Ruchu chwaliłeś Patryka Lipskiego (rocznik ‘94). A czy któregoś z młodych zawodników GKS-u byś szczególnie wyróżnił?

– Jeżeli chodzi o Patryka to jest to zawodnik, który może zajśc naprawdę daleko. Widać było to u nas na treningu, że jako jeden z młodszych chłopaków nie miał skrupułów przed starszymi i szybko udowodnił swoją przydatność w Ruchu. Jeżeli chodzi o GKS Bełchatów to tutaj Dawid Flaszka pokazuje kawałek talentu, nie chciałbym go tutaj zagłaskać, bo ma dużo do poprawy, ale widać w nim spory potencjał i ma naprawdę szansę grać wysoko. Musi tylko trochę słuchać starszych (uśmiech). Myślę, że też to widać, że trener na niego stawia, trener widzi, że „Flacha” ma to coś i może grac naprawdę wysoko. Są jeszcze inni młodsi piłkarze jak np: Albin Maciejewski czy Konrad Andrzejczak w których ten talent drzemie, ale potrzeba im regularnej gry, walki o skład po to by zdrowa rywalizacja wpływała pozytywnie na przebieg ich karier.

– D.A.: Jak Ci się żyje i mieszka w Bełchatowie? Zdążyłeś się już rozejrzeć po okolicy? Czy jakieś miejsce szczególnie zwróciło Twoją uwagę?

– Nie znam Bełchatowa. Nie mieszkam tutaj. Mieszkam z żoną pomiędzy Bełchatowem, a Częstochową i postanowiłem, że będę dojeżdżał, niedaleki dystans, droga szybka i przyjemna. Nie poznałem jeszcze tego miasta. Tak naprawdę stadion i powrót do domu.



– A.K.: Jak skomentujesz postawę drużyny w ostatnich meczach z Olimpią Elbląg i Wartą Poznań, gdzie tak naprawdę dopiero po przerwie, w momencie kiedy musieliście gonić wynik, zaczęliście grać z większym zaangażowaniem?

– Tak jak siedzimy i rozmawiamy, wcześniej trochę o mnie także chciałbym do tego nawiązać, bo myślę, że tak jest jeśli chodzi o cały początek naszych meczów. Chyba myśleliśmy, że ta liga będzie łatwiejsza. Mamy dobrych zawodników i skład, który na papierze jest kandydatem do awansu o czym nawet było słychać w innych klubach z którymi rywalizowaliśmy, a nie do końca przełożyliśmy to na boisko. Nie chcę tutaj mówić, że się nie staraliśmy czy walczyliśmy, broń Boże. Tak jak było w pytaniu. Za późno. Musimy wejść w mecz tak jakby to była 60. minuta, bo wtedy rzeczywiście mamy przewagę nad rywalem, fajne były początki z Rakowem czy w poprzednich meczach i musimy znaleźć sposób na to, żeby całe 90 minut grać regularnie. Żeby w naszych głowach nie było tak, że aaa stracimy to zaraz odrobimy, bo jesteśmy teoretycznie lepsi. Nie. Nikt się przed nami nie położy, nikt GKS-owi nie odda 3 punktów, wręcz przeciwnie to na nas będą drużyny się bardziej koncentrowały, będą chciały udowodnić, że są lepsze. Myślę, że poukładamy sobie tak jak to być powinno. Wydaje mi się, że progres już jest i począwszy od spotkania ze Stalową Wolą pokażemy, że w końcu złapaliśmy dobry rytm. Tak jak oczekujemy my w szatni, trener czy kibice.

– D.A.: Co Wam powiedział trener w przerwie meczu z Wartą?

– Trener musiał użyć słów, musiał pokrzyczeć i nie ma co tego ukrywać. Rzeczywiście sami sobie zdawaliśmy z tego sprawę, ale trener widząc to z boku potwierdził, że to są chyba za przeproszeniem jakieś jaja, bo to nie jest tak jak powinno wyglądać. My na treningach podczas gierek, podczas rywalizacji naprawdę pokazujemy, że w każdym z nas jest możliwość grania naprawdę wyżej niż 2. Liga, a na boisku ta świadomość nie do końca jest taka jaka powinna być i trener wstrząsnął szatnią. W drugie połowie pokazaliśmy, że potrafimy, że jesteśmy zespołem, umiemy grać, strzelać. Czasami braknie czasu, czasami gdzieś jest trudniej odrobić wynik, a więc jeżeli przyłożymy wszystko od początku, a nie od drugiej połowy to będziemy wygrywać mecze.

– D.A.: Jakbyś skomentował to co się wydarzyło w przeciągu dwóch sezonów w Bełchatowie. Jeszcze dokładnie dwa lata temu GKS grał w Ekstraklasie, a dziś od sześciu spotkań nie potrafi wygrać meczu w 2. Lidze.

– Nie jest to przyjemna sprawa. Może i nie ma się z czego cieszyć, ale klub z Bełchatowa jest w porównaniu do innych zespołów lepszy, a przede wszystkim najlepszy w województwie np: spójrzmy na Widzew, ŁKS, bydgoski Zawisza. Te kluby są o wiele niżej. Wiadomo nie ma się co cieszyć, że GKS jest w 2. Lidze, a wcześniej był w Ekstraklasie. Ten klub jest postrzegany za taki, który ma jeszcze ambicje i aspiracje by wrócić do Ekstraklasy, więc ja bym szukał pozytywów. Wiadomo, że sytuacja w której jesteśmy nie daje tego optymizmu. Chciałbym przekazać wszystkim, że to się tak nie skończy, że my pokażemy, że jesteśmy drużyną, która ten klub podniesie. Nie chcę tutaj składać deklaracji, ale śmiało mogę powiedzieć, że będziemy wygrywać i myślę, że załapiemy się i spokojnie włączymy w walkę z czołowymi drużynami.

– A.K.: O co GKS walczy w tym sezonie? Czy w szatni rozmawiacie otwarcie o konkretnych celach?

– Już właśnie wcześniej w wypowiedzi powiedziałem, że nie dostaliśmy też jasno postawionego celu na ten sezon, że było spowodowane tym, że drużyna spadła z 1. Ligi, że wszystko było budowane z tego co mi wiadomo w ostatnim momencie, więc to jest naturalną rzeczą, że wszystkie takie cele przedłużają się w czasie. To pytanie odłożyłbym jeszcze na jakiś czas. Mówiąc najprościej Ameryki nie odkryję, ale koncentrujemy się na najbliższym meczu, tym bardziej w sytuacji kiedy nam nie idzie więc skupmy się na tym, żeby przerwać tą passę bez zwycięstwa i ruszyć ze zdobywaniem 3 punktów, a gwarantuję, że tak będzie.

– A.K.: Właśnie. Było mówione, że cel postawiony zostanie w przerwie między rundą jesienna, a wiosenną. Czy twoim zdaniem brak przed wami tego celu zaważyło na tym, że GKS nie zaczął najlepiej sezonu?

–  Z jednej strony nie ma co ukrywać, że oczywiście tak jest, ale…

– A.K.: W każdym klubie te cele stawiane są przed sezonem, a wy jako zawodnicy przyzwyczajeni do takiego przebiegu sprawy spotkaliście się w Bełchatowie z inną rzeczywistością spowodowaną właśnie tymi kłopotami klubu po spadku do 2. Ligi.

– Dokładnie tak jest i na pewno to miało wpływ. Wydaje mi się, że sezon zaczęliśmy nawet nieźle, bo wydaje mi się, że mecz z Miedzią Legnica troszkę nas zmylił i zgubił, bo przyjechała w najsilniejszym składzie drużyna pierwszoligowa, a my nie byliśmy zespołem gorszym, wręcz przeciwnie. Brakło parunastu sekund byśmy grali dalej w Pucharze. Potem dwa fajne wygrane mecze bez straty bramki, bo zarówno z Olimpią Zambrów jak i z Kotwicą pokazaliśmy, że możemy wygrywać i grać fajnie w piłkę. Mecz z Rakowem mimo przegranej i mimo, że Raków przejął inicjatywę pod koniec pierwszej połowy mogliśmy spokojnie zremisować, a mecz gdyby inaczej się ułożył był do wygrania. Po tym spotkaniu właśnie wszystko stanęło i już teraz nie ma raczej znaczenia czy cel był postawiony przed czy w trakcie.

– A.K.: Jesteśmy przy temacie przyczyn słabszej dyspozycji GKS-u. Czy w twojej opinii ta kontuzja Agwana Papikyana miała też wpływa na waszą grę? Miało to wpływ bardziej na waszą grę czy na atmosferę?

– Oczywiście, bo „Papa” pokazywał, że jest zawodnikiem, który może być liderem GKS-u, ale tego nie wiemy czy jak on by był to mielibyśmy komplet punktów i byli w czołówce. Po prostu nie da się tego przewidzieć. Jestem święcie przekonany, że gdyby on był nasza gra wyglądała by o wiele lepiej, ale to już było jakiś czas temu, mamy innych zawodników, tworzymy naprawdę fajną i silną grupę zawodników, która potrafi grać w piłkę, ale jak mówiłem coś się zablokowało i potrzebujemy tego przezwyciężenia, impulsu wygranej, gdzie uwierzymy w to, że my potrafimy z każdym przeciwnikiem wygrać. Jeśli dołożymy serca do tego to umiejętności mamy spokojnie na tyle dużo, żeby wygrywać.

– A.K.: Może na to pytanie też trochę za wcześnie, ale zapytam cię, czy po dwóch miesiącach w GKS-ie twierdzisz, że ten klub jest idealny do dłuższego pobytu w nim, czy jednak czujesz, że to zaledwie przystanek?

– Jest to jednak za krótki okres, żebym dokładnie odpowiedział. Na pewno jest to zespół, który występując kilka lat w Ekstraklasie pokazuje, że jest poukładany i byli tu tacy zawodnicy…

– D.A.: Arek Malarz w tygodniu grał w Lidze Mistrzów na przykład… (śmiech)

– No na przykład (uśmiech). Jest to dobre miejsce by grać, rozwijać się i walczyć o najwyższe cele. Teraz jesteśmy w takim momencie nieciekawy, ale wydaje mi się, że spokojnie można z niego wybrnąć i na kilka lat zakotwiczyć i walczyć o coś fajnego. Zostawmy póki co tą przeszłość na później i skupmy się na teraźniejszości.

– D.A.: Grając w Koronie – można powiedzieć – współtworzyłeś tzw. „Bandę Świrów”, która scalała drużynę i ludzi pracujących w klubie. Czy szatnia GKS-u jest choć w połowie tak zjednoczona, jak tamta w Kielcach?

– Uważam, że taka szatnia jak wtedy była w Kielcach jest raczej nie do powtórzenia, bo to było coś specyficznego. Nie mówię, że w jednej szatni jest gorzej czy w drugiej lepiej. Broń Boże nie o to mi chodzi jednak to było coś innego, gdzie cała szatnia tworzyła taki kolektyw na boisku i poza nim, gdzie w ten sposób osiągnęliśmy wynik. Skazywano nas na pożarcie, byliśmy kandydatem do spadku, ale pokazaliśmy wszystkim, że do przedostatniej kolejki walczyliśmy o mistrzostwo Polski. Jeśli coś takiego powiedziałbym komuś przed sezonem to puknął by się w głowę i powiedział, żebym nie gadał głupot, więc szatnia ma bardzo duże znaczenie. U nas ta szatnia dopiero się klaruje. Wiem, że już troszeczkę ze sobą przebywamy, ale muszę też to powiedzieć, bo ostatnio w końcu usiedliśmy i pogadali jak facet z facetem. Padło wiele ciekawych, ostrych słów między nami, które zostają w szatni. Stwierdziliśmy, że no może nie taką „Bandę Świrów”, ale taką grupę w szatni tworzyć, że ma mieć to przełożenie na boisko i te mecze wygrywać.

– A.K.: To w takim układzie w Dawidzie Dzięgielewskim jest potencjał na drugiego Maćka Korzyma?

– No są podobni (śmiech). Muszę przyznać, że nie tylko wyglądem, ale mają podobne osobowości. Przy jednym i drugim można się sporo pośmiać, jeżeli chodzi o sprawy poza boiskowe. Na pewno jest duże podobieństwo. Chciałbym ich zapoznać, ciekawe co by powiedzieli. Może właśnie „Dziegiel” będzie przywódcą tej szatni.

– A.K.: Czy pomimo iż grasz w jednej lidze przeciwko swojemu macierzystemu klubowi, śledzisz wyniki Rakowa?

– No nie ma co ukrywać, że tak. Ja jestem ogólnie człowiekiem, który interesuje się polską ligą więc będąc w Ekstraklasie wszystkie mecze śledziłem na bieżąco, bo po prostu to lubię. Będąc teraz w 2. Lidze śledzę wyniki, śledzę tabelę, interesuje mnie to no i lubię popatrzeć na wyniki, spojrzeć w tabelę i przeanalizować. Może nie najlepsze jest analizowanie przed meczem, ale ja nie widzę nic w tym złego.

– A.K.: Daleko do końca twojej kariery, ale przypuszczam, że po jej zakończeniu posada eksperta w Canal+Sport gwarantowana?

– (Śmiech). Nie wiem czy bym się do tego nadawał, ale właśnie jeśli chodzi o sprawy typowo piłkarskie. Lubię te klimaty.

– D.A.: Wrócę do meczu z Olimpią Elbląg, gdzie zdobyłeś bardzo ładną bramkę z rzutu wolnego. Czy dużo czasu na treningach poświęcasz temu elementowi gry?

– Różnie. Naprawdę różnie. Tu nie ma reguły. Jest taki tydzień w którym nie poświęcam temu elementowi zbyt dużo, bo skupiam się na czymś innym. A jest też tydzień w którym chce to poprawić. Przed meczem z Olimpią tego nie trenowałem więc wydaje mi się, że tutaj reguły nie ma. Bardziej chodzi o moment i sytuację w danej chwili na boisku.

– D.A.: Zawsze przy rzucie wolnym obok piłki kręci się Marcin Krzywicki, Patryk Rachwał i ty. Czy to było tak, że powiedziałeś to ja strzelam, bo czuję się pewnie?

– To jest dobre pytanie. „Krzywy” naprawdę ma siłę w tej nodze. Jest to zawodnik, który nie raz pokazał, że rzuty wolne potrafi wykonywać. Akurat tutaj była sytuacja z „Rambem” (śmiech). Oboje byliśmy niezdecydowani kto ma strzelać. Przeważnie jest tak, że ja biorę piłkę, jestem pewny i strzelam, a tutaj było bodajże z trzy razy, że pytamy się:
– Strzelasz?
– Nie.
– Ty?
– Ja?
– Ty?
To jest w tym wszystkim czasami dziwne. Powinno być tak, że ja stawiam piłkę, strzelam, jestem zdecydowany, a tutaj było odwrotnie. „Rambo” miał uderzać i mówi, może ty chcesz? Ja mówię może ty? No spróbuj ty, no dobra to spróbuję ja.

– D.A.: Czyli kultura na boisku pełną parą?

– No nie zawsze (śmiech), ale akurat tutaj tak. Była pełna kultura.

– A.K.: Skoro jesteśmy przy tych sytuacjach na boisku. Powiedz skąd pseudonim „Kaka”?

– Oj to jest historia bodajże sprzed 10 lat. Wchodząc do drużyny Rakowa, do seniorów właśnie z jednym z wywiadów powiedziałem, że moim idolem jest Brazylijczyk – Kaka. Chłopaki oczywiście to wychwytali. Lekka szyderka musiała być i właśnie gdzieś to często powtarzanie spowodowało to, że przyjęto jako pseudonim. Mariusz Przybylski bodajże obecnie piłkarz Górnika Zabrze ciągnął tą szyderkę i to zaowocowało, że tak zostało chyba od 2005 roku.

– D.A.: Jak odbierasz kibiców GKS-u, którzy po meczu w Poznaniu nie szczędzili Wam uwag?

– Sytuacja wygląda tak, że o dziwo nie „dostało” nam się aż tak bardzo. Tutaj oczywiście nie chcę cukrować, bo nie o to w tym wszystkim chodzi, ale można powiedzieć śmiało, że są cierpliwi. Nieprzyjemne słowa także padły i tutaj się z tym zgodzę, ale rzeczywiście do tej pory są wyrozumiali i lepiej żebyśmy ich cierpliwości nie sprawdzali na dłuższą metę, więc na ten moment mogę powiedzieć, że ich reakcja jest zrozumiała. Zacznijmy wygrywać i wtedy wszyscy będziemy zadowoleni.

– D.A.: Na koniec pytanie o nastawienie przed dwoma meczami domowymi ze Stalą St. Wola i Gryfem Wejherowo. Inne rozwiązanie niż sześć punktów w tych dwóch meczach będzie porażką?

– Myślę, że tak. Nie ma co ukrywać, gramy u siebie i komplet punktów musi być. Wiadomo różne są mecze, różne są przypadki, nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć, ale musimy zdobyć sześć punktów, bo jeżeli pójdzie coś nie tak to może być już naprawdę martwiące. Teraz sytuacja nie jest ciekawa, ale nie jest też jakaś tragiczna, więc wydaje mi się, że wygrywając te dwa mecze u siebie możemy zacząć serię punktowania, bo wiadomo nie w każdym meczu się wygra i to też trzeba wiedzieć, ale z każdym meczem możemy mieć te punkty i w następnych kolejkach zdobywać o wiele więcej niż w tym momencie mamy.

– D.A.: Bartłomiej Bartosiak, który wrócił ze Stalowej Woli, gdzie wiosną grał na zasadzie wypożyczenia, uczulał was szczególnie na jakiegoś zawodnika?

– Dzisiaj mieliśmy analizę przeciwnika i trener odprawę przeprowadził, ale także Bartek dopowiedział to co wiedział. Jednak drużyna Stali od tego momentu  trochę się przemeblowała, więc ciężko było cokolwiek powiedzieć, ale informacje które nam przekazał, mam nadzieję będą pomocne podczas sobotniego meczu.

– D.A.: …zwłaszcza, że Stalówka pięciu ostatnich meczów nie przegrała. Widać, że są „w gazie”.

– Nie ma reguły. Warta Poznań wcześniej przegrała z Olimpią Elbląg 1:6, z nami zremisowała. Akurat w tej lidze nie ma co brać pod uwagę wcześniejszych spotkań. To jest oczywiście moje zdanie. Można przegrać 0:4, a nagle jechać i wygrać spotkanie. Wiadomo, trzeba zanalizować przeciwnika, ale nie patrzymy czy ich ostatni mecz zakończył się rewelacyjnym wynikiem czy też nie. Mają przyjechać i poczuć w końcu, że w Bełchatowie nie jest łatwo zdobyć nawet jeden punkt.